Pożegnanie [*]
Wasabi...zjawił się u nas, jak zły duch. Nieokiełznany żywioł, którego ktoś tak spaczył, że siać mógł tylko zniszczenie i strach. Przyniósł ze sobą nienazwaną trwogę i dzikość...
Jednak w całej gamie tego zła, kryła się szczenięca radość. Uciśniona, stłamszona przez złego człowieka. Dawała ona o sobie znać, gdy była obok niego jedna istota, którą Wasabi wielbił, Edyta. Iskra radości w jego niepewnym spojrzeniu, była może kroplą w morzu, ale za to jaką kroplą!
Głuchy warkot, niczym wilcza mowa, rozbrzmiewał na jej widok coraz rzadziej, zastępowany był popiskiwaniem i radosnym stukaniem pazurków po drewnie. Ogon coraz częściej machał z radością, a na widok piłeczki...Wasabi stawał się innym psem.
Nieokiełznany żywioł, spaczony przez człowieka. Pokochał tylko jedną osobę. Resztę ludzkiego społeczeństwa traktował jak zło – zło, które należy zwalczać złem...jak ogień, ogniem.
Czas w naszym przytulisku dał Wasabiemu jakiś marny substytut domu. Mimo to zdawałoby się, że jest tu szczęśliwy – był bezpieczny, nikt nie krzyczał na niego, nie uwiązywał go, nie stosował przemocy. Poznawszy co to spacer, czekał każdego dnia na tą chwilę, gdy Edyta pojawiała się ze smyczą. Czekał...a potem szedł łapa w nogę – obok „swojej” pani.
Nadal pozostawał psem nieadopcyjnym. Nie tolerował nikogo innego. I tak miało pozostać do końca...
Niestety koniec nadszedł szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał. Czy zawinił Wasabi? NIE! Nie zawiniliśmy również my. Zawinił człowiek, który tak spaczył psa...psa, który chciał kochać, a dostał jedynie nienawiść.
Wasabi zaatakował swoją opiekunkę. Nie chciał. Zareagował instynktownie. Była to reakcja na „obcych” stojących za kratą, niestety była to reakcja tak skrajnie agresywna, że Wasabi musiał trafić na obserwację do weterynarza.
Decyzja o uśpieniu nie była łatwa, gdyby to od nas zależało Wasabi dalej by z nami był. Bo kimże jesteśmy by podejmować decyzję o życiu i śmierci? Niestety Wasabi stwarzał duże zagrożenie, co by było gdyby uciekł? Zaatakował, kogoś jeszcze?
Po raz pierwszy trafił do nas pies, którego agresja przerażała wszystkim. Pies, który pomimo naszych starań, pracy z nim, nie stawał się mniej agresywny. Pies, który zaakceptował tylko jedną osobę, a i ją zaatakował, poważnie raniąc w rękę.
Nasz Wasabi, dziecięca dusza, stłamszona przez człowieka, odszedł za Tęczowy Most. Z nami jednak zawsze pozostanie. Wraz z przeświadczeniem, że nie był złym psem, był spaczonym duchem, którego pomimo wszystko, wielu kochało.